Jednak chyba nie wyciągnęła z tamtego doświadczenia żadnych wniosków, bo po raz kolejny ulega słabości i wplątuje się w sieć kłamstw, które z czasem coraz trudniej spamiętać i utrzymać.
Akcja książki „Nie zadzieraj nosa” zaczyna się kilka tygodni po tym, jak skończyła się „Wakacyjna tożsamość”. Devon chodzi z Luke'iem, nadal przyjaźni się z Mel i Lexi, a do tego zaczęła należeć do paczki najpopularniejszych dzieciaków w szkole. Zamieszanie wywołane niedawno przez 13-latkę poszło już w niepamięć, a jej kłamstwa zostały wybaczone. I wszystko byłoby świetnie, gdyby nie informacja, że w przyszłości Luke spotykał się z Bailey Barelli – szkolną pięknością, która wygląda na 17 lat i maluje się do szkoły. Do tego Devon przyłapuje swojego chłopaka i jego dawną dziewczynę na wymianie liścików podczas lekcji. No i trzeba dodać fakt, że Bailey zapisuje się na to okropnie nudne kółko prawnicze tylko po to, by móc spędzać bezkarnie więcej czasu z Luke'iem. Nie, to dla Devon za wiele. Dlaczego by więc znów nie uciec się do kłamstwa?
Tym razem dziewczyna wymyśla, że Luke nie jest jej pierwszym chłopakiem i że w przeszłości spotykała się z super przystojnym i fajnym Gregiem. Wymyślona historyjka o byłym chłopaku ma tylko pokazać szkolnemu towarzystwu, że Devon wcale nie jest gorsza od Bailey i wie, jak postępować z chłopakami. Niewinne kłamstwo zaczyna jednak żyć swoim życiem, gdy znajomi zaintrygowani Gregiem chcą go poznać. Na szczęście po stronie kłamczuszki stoją jej przyjaciółki, z którymi Devon obmyśla plan „wynajęcia” kogoś do „roli” Grega. Szkoda tylko, że Ryan-Greg niekoniecznie trzyma się scenariusza, co wymusza na Devon posunięcie się do kolejnych kłamstw. W pewnym momencie nitka zaczyna jednak uciekać, a zrozpaczona nastolatka musi wybierać, czy lepiej przyznać się do kłamstwa, czy poświęcić relację w bliskimi dla utrzymania pozorów.
Choć „Wakacyjna tożsamość” Lauren Barnholdt nie zachęcała do przeczytania kolejnej książki o Devon, Lexi i reszcie szkolnej ekipy, to jednak sięgnęłam po drugą książkę autorki z nadzieją, że może należy jej się druga szansa. „Nie zadzieraj nosa” jest podobnie jak poprzedniczka lekturą dość naiwną, banalną i głupkowatą, ale – co zaskakujące – dość przyjemną do szybkiego „połknięcia”. Lekka, łatwa i momentami zabawna fabuła, w której pojawiają się wątki domniemanego romansu taty Devon czy tajemnicy Mel, sprawia, że kartki po prostu same się przewracają. Wreszcie bohaterowie mają trochę kolorów, a ich relacje są nieco bardziej złożone. Na przykład więcej miejsca poświęcono relacji Devon z mamą, co może być przydatne dla tych gimnazjalistek, które chcą być traktowane przez rodziców nieco poważniej. W końcu Devon udaje się nakłonić rodziców na kupno komórki i wyrażenie zgody na pójście na bal.
Oczywiście, nie należy przesadzać w pochwałach, Barnholdt nadal ma przed sobą ogrom pracy do wykonania, jeśli chce aspirować do grona uznanych autorów książek dla młodzieży. Niemniej, w porównaniu do „Wakacyjnej tożsamości” poprawił się nieco język tekstu, a sama fabuła w niektórych momentach zaskakuje (!). Wygląda na to, że autorka dojrzewa wraz ze swoją bohaterką. Ale podtrzymuję stanowisko, że niezbyt wychowawcze jest pisanie o kłamaniu, które – a jakże – uchodzi Devon na sucho. Ale może po prostu znowu chciałabym mieć naście lat i zmagać się z problemem wyboru sukienki na bal gimnazjalny.
Michalina Guzikowska
(michalina.guzikowska@dlalejdis.pl)
Lauren Barnholdt, „Nie zadzieraj nosa”, Wydawnictwo Jaguar 2012