Mówię, więc jestem – nauka języków obcych

Opublikowano: 2014-02-07
Jak NIE uczyć się jezyków obcych.
Jak wśród mnogości ofert szkół językowych, prywatnych nauczycieli czy coraz wymyślniejszych metod nauki wybrać tę najlepszą?

I co właściwie oznacza ta „najlepsza”? Czy to, co jest dobre dla siostry, koleżanki czy sąsiadki, będzie numerem jeden również dla mnie?

Warto zacząć od wesołego i nieuszczypliwego zdania wypowiedzianego mniej więcej 450 lat temu przez polskiego erudytę renesansu Mikołaja Reja: „Polacy nie gęsi, swój język mają”. Właściwie tym jednym zdaniem można by zakończyć konwersację nad słusznością nauki obcej mowy. Tylko, że rachunki same się nie zapłacą, egzamin sam się nie zda, a podróż do na przykład naszych zachodnich sąsiadów, okaże się koszmarem bez choćby podstawowej znajomości łaciny XXI wieku, czyli języka angielskiego.

Otóż powodów jest co najmniej kilkanaście, a może i więcej, aby te zdolności posiąść i, nie ubliżając wspomnianym gęsiom, poznać język inny niż ojczysty. Zakładając, że wiemy już jaka obca mowa nas interesuje warto trochę przesondować samą siebie i ustalić własne predyspozycje. To nic innego niż określenie czy bardziej trafia do nas coś, co widzimy, słyszymy, piszemy czy kumulujemy wszystko na raz (co bywa rozpraszające).

Bębniąca w uszach metoda Berlitza, obecnie bardzo popularna, działa tylko pod warunkiem jako takiej znajomości podstaw danego języka i jego struktur. Inaczej powtarzamy coś, czego nauczymy się na pamięć, bez rozumienia tego, co mówimy. Struktura gramatyczna, choć niemiłosiernie nudna, zostanie jednak daleko w tyle. Niestety umiejętność wysławiania się nie musi wcale iść w parze z poprawnością językową. O ile język angielski jest powszechny, uderza z banerów, telewizji, ale również z przestrzeni prywatnej, o tyle już na przykład języki skandynawskie, azjatyckie czy popularny ostatnio język węgierski, to już „wyższa szkoła jazdy”.

Wracając do meritum, jak nie uczyć się języków obcych? Odpowiedź to: ŹLE. Brzmi infantylnie, ale tak właśnie jest. Optymalnie, jeżeli ucząc się języka z tej samej rodziny językowej, co nasza ojczysta mowa (np. rosyjski, ukraiński, słowacki), opanowanie podstaw powinno zająć nie więcej niż 3 miesiące. W tym oczywiście nauka innego alfabetu, choćby cyrylicy. Jeżeli zajmuje więcej czasu, to warto rozważyć zmianę metody albo zacisnąć zęby i więcej popracować samodzielnie lub po prostu bardziej skupić się na samych zajęciach. W końcu to nasze pieniądze, nasz czas i nierzadko nasza przyszłość.

Panuje przekonanie że języki takie jak hiszpański czy włoski to mowy wyjątkowo proste. Wręcz tak przyjemne, że nawet oporni są w stanie je opanować. Z pewnością dla nas - Polaków, zważywszy na skomplikowanie naszego rodzimego języka, tak właśnie jest.

Czas na języki tzw. egzotyczne. Trudne, ale i fascynujące. Znowu zasadą jest to, że metoda nauki zależy od predyspozycji indywidualnych. Choć oczywiście osoba z dobrym słuchem muzycznym lepiej odda melodię języka, to ta, której słoń nadepnął na ucho może lepiej zrozumieć jego zawiłości gramatyczne. Jednak egzotyka jest teraz w cenie i dlatego zamiast nauki języka francuskiego czy niemieckiego, warto rozważyć kurs chorwackiego, węgierskiego czy chińskiego. Nie można się jednak zmuszać, bo skończy się nieznajomością języka i niechęcią do wszystkiego, co obce.

Konkludując, choć pewnie dzisiaj lepiej znać chiński niż francuski, to jeżeli na dźwięk azjatyckiej nazwy jeży się nam włos na głowie, a na wspomnienie Paryża czujemy smakowity zapach croissantów - zwyciężyć powinno to, co nam w duszy gra.

Iwona Wachel
(iwona.wachel@dlalejdis.pl)

Fot. sxc.hu



Facebook
Reklama
 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat