Nietuzinkowy mag

Opublikowano: 2012-02-09
Recenzja książki Rezydent Wieży t. 1
Graliście kiedyś w gry RPG? Nieważne, czy komputerowe, czy towarzyskie - skład drużyny, która wyrusza na poszukiwanie przygód jest zazwyczaj ten sam.

Mag Klavreg jest rezydentem wieży. Zamiast włóczyć się, zabijając orki, wolał osiąść w pobliżu miasta i pomagać odwiedzającym go drużynom (oczywiście, za „symboliczną” opłatą). Choć nie jest stary, swoje przygody już przeżył i wie, jak to z nimi jest naprawdę. Liczba rzeczy, o których nie wspomina się w historiach o bohaterach jest powalająca i nie warta zachodu. Chociaż broni się przed tym jak może, los czasem rzuci go w sam środek akcji, a wiele z tych mimowolnych przygód poznamy w pierwszej księdze „Rezydenta wieży”.
Zacznijmy właśnie od formy książki. Mamy tu do czynienia z pięcioma rozdziałami, z których każdy dotyczy innego wspomnienia maga –od groźnego spotkania z gadającym smokiem, przez intrygującą teorię magii opowieści, po pomoc bohaterskiej drużynie, jak na rezydenta wieży przystało. Nie są one oderwane od siebie, łączy je osoba Klavresa, miejsce akcji, postacie poboczne oraz pewna… zgryźliwość. Uważny czytelnik znajdzie wiele odniesień do gier typu Dungeons & Dragons. Postawa maga jest co najmniej wyjątkowa, co intryguje i zachęca do dalszej lektury.
W odróżnieniu od typowego heroicznego fantasy to nie główny bohater stoi na pierwszym planie w historiach przez niego opowiadanych. Z racji swojego usposobienia, woli on przyglądać się z boku, nie wtrącać się w losy bohaterów, od czasu do czasu pomagając im (za stosowną opłatą) na drodze do chwały. Nie jest on jednak jedynie obserwatorem, ludzie i przewrotny los nie pozwalają mu się nudzić. Jego specyficzny sposób opowiadania historii, zgryźliwe komentarze, niechęć do angażowania się w cokolwiek cuchnące sprawy, oraz nietypowe podejście do swojego zawodu wzbudzają w czytelniku ciekawość i sympatię niemal od pierwszej strony.
Andrzej Tuchorski stworzył nietypową powieść fantasy, która zadowoli zarówno zagorzałych fanów gatunku, jak i tych, którzy mają już dosyć wypraw na koniec świata po wyjątkowy skarb. Tą cienką, bo liczącą jedynie 220 strony, książeczkę czyta się naprawdę szybko i przyjemnie. Wnosi ona pewien powiew świeżości do wielokrotnie wałkowanych klimatów. Zachwyca również nastrojem – mag wspomina swoje przygody z wielkim sentymentem. Choć stara się pokazać, że niebezpieczne wyprawy nie są dla niego, ciężko mu z nich zrezygnować, a jeszcze trudniej się od nich uwolnić.
Prószyński i S-ka podzieliło „Rezydenta wieży” na dwie księgi. Jest to chwyt, który można przebaczyć, gdy obie części mają po 500 stron, ale w tym wypadku tyle wynosi ich wspólna objętość. Niemniej jednak wydanie jest porządne, a brak błędów redakcyjnych tylko cieszy. Mimo usilnych starań nie potrafię wskazać wad powieści na tle fabularnym. Powolną niekiedy akcję wynagradzają ciekawe opisy świata, które autor z pewnością jeszcze rozwinie w drugim tomie.
Książkę mogę polecić fanom nietuzinkowej fantastyki, którym znudziły się typowe wyprawy drużyn przeciwko złu, oraz tym którzy mają ochotę na odmienne spojrzenie na rozegrane setki razy scenariusze. Zawieść może ich jedynie fakt, że będą musieli dwukrotnie wydać pieniądze na w praktyce jedną powieść, gdyż przygody Klavresa opisane w jednej księdze nie zaspokoją czytelniczej ciekawości.


Rezydent wieży. Księga I, Andrzej Tuchorski, Prószyński i S-ka, 2011


Kasia Pietraszko
(kasia.pietraszko@kobieta20.pl)



Facebook
Reklama
 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat