„Ocean na końcu drogi” – recenzja

Opublikowano: 2013-12-08
Recenzja książki „Ocean na końcu drogi”.
Neil Gaiman uważany jest za jednego z najwybitniejszych twórców literatury fantasy. „Ocean na końcu drogi” nie jest jednak powieścią wyłącznie dla miłośników gatunku.

Czytając najnowszą książkę Gaimana, odbywamy wraz z jego bohaterem sentymentalną podróż do – wydawać by się mogło – dawno zapomnianych czasów dzieciństwa. Wraz z dorosłym już George’em cofamy się do dość trudnego dla niego okresu, w którym małymi kroczkami, nieuchronnie, zaczął wkraczać w świat dorosłych. I właśnie wtedy, jako osobnik nadzwyczaj wrażliwy, chłopiec zaczyna dostrzegać dziwne rzeczy dziejące się wokół niego.

Wszystkiemu winien jest mężczyzna, który wynajmował pokój w domu naszego małego bohatera. Nie dość, że w dniu przybycia przyczynił się do śmierci ukochanego kociaka George’a, to w niedługim czasie później, ukradł należący do rodziny samochód i popełnił w nim samobójstwo. Czyn ten budzi uśpione od wieków ciemne moce, które zaczynają zagrażać lokalnym mieszkańcom. Wydaje się, że nikt poza chłopcem nie dostrzega zła czającego się dookoła. Na szczęście, pomoc przychodzi z pobliskiej farmy, zamieszkałej przez trzypokoleniową rodzinę Pań Hempstock – najmłodsza z nich, Lettie, ma 11 lat (od jak dawna?), najstarsza podobno widziała Wielki Wybuch.

Świat czarów i przedziwnych stworów przenika do codzienności (a może jest na odwrót?). George wraz z Lettie przeżywają przygody z pogranicza jawy i snu, stając do walki z ciemnymi siłami wkradającymi się nawet do bezpiecznej przystani rodzinnego domu chłopca, zawłaszczającymi serca najbliższych mu osób. Powracającemu do wydarzeń sprzed kilkudziesięciu lat bohaterowi ciężko przypomnieć sobie „właściwy” przebieg tamtych dni, wspomnienia są zatarte, nie do końca wyraźne, nawet wizyta na farmie Hempstocków i rozmowa z babcią Lettie nie rozwiewa jego wątpliwości.

Jak było naprawdę? Starsza Pani Hempstock mówi dorosłemu już George’owi: „Różni ludzie inaczej pamiętają różne rzeczy, nie znajdziesz nawet dwóch osób, które zapamiętałyby coś tak samo, nieważne, były tam czy nie. Choćbyście nawet stali obok siebie, równie dobrze moglibyście się znaleźć na różnych kontynentach”.

Można „Ocean na końcu drogi” czytać na wiele sposobów. Może on być jedynie współczesną baśnią, posiadającą cechy horroru, mówiącą o olbrzymiej sile przyjaźni. Dla niektórych może to być opowieść o czasie dojrzewania – kiedy to dziecko zaczyna dostrzegać coraz więcej elementów świata dorosłych, nie do końca je jeszcze rozumiejąc i nie umiejąc się odnaleźć w tej nowej rzeczywistości. Jeszcze inni mogą pokusić się o stwierdzenie, że Gaiman na swój sposób podchodzi do mitu dzieciństwa, pokazując, że przeszłość wcale nie jest pozbawiona wad i ciemnych stron, że wcale nie jest to idylliczny „kraj lat dziecinnych”. I że nie powinniśmy tęsknić za tym, co było, jedynie wspomnieć z sentymentem i skupić się na teraźniejszości, którą przeżywamy. Każdy znajdzie w tej zaledwie dwustustronicowej powiastce coś dla siebie.

Agnieszka Piktel
(agnieszka.piktel@dlalejdis.pl)

Neil Gaiman, „Ocean na końcu drogi”, Kraków, Wydawnictwo MAG, 2013



Facebook
Reklama
 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat