Spory napływ słów rodem z Niemiec to wiek XIII i trzy kolejne stulecia. Miało miejsce wtedy lokowanie miast na prawie magdeburskim. Polacy zaczęli przyswajać sobie mowę przybyszów zza Odry, związaną z prawem, budownictwem, organizacją i rozwojem miast. Drugi znamienny okres zapożyczeń z języka niemieckiego przyniosły czasy zaborów. Obcobrzmiące słowa na stałe przeniknęły wtedy do polszczyzny. I to zarówno w postaci pojedynczych słów, dosłownych kalek językowych, jak i całych wyrażeń frazeologicznych. Germanizacja z czasów II wojny światowej również nie pozostała bez echa. Na szczęście mimo silnych i wieloletnich nacisków ze strony zaborcy, a potem wojennego okupanta, polskie społeczeństwo zdołało zachować swoją tożsamość i język swoich pradziadów.
Wśród niemieckich słów, które na stałe zadomowiły się w polszczyźnie na uwagę zasługują:
Ciekawą rzeczą jest, że we współczesnej gwarze śląskiej zauważyć można sporo naleciałości z języka niemieckiego. Przykładami takich słów są: wic (niem. Witz) – kawał, żart, ancug (Anzug) – garnitur, egal – obojętnie.
Niektóre zapożyczenia strukturalne z języka Goethego do dziś używane są w języku polskim. Chodzi tu np. o takie wyrazy jak: dworzec kolejowy (Bahnhof), czasopismo (Zeitschrift), parostatek (Dampf – Schiff), w pierwszym rzędzie (in erster Reihe), światopogląd (Weltanschaung).
Warto wiedzieć, że z języka naszych zachodnich sąsiadów przejęliśmy np. przyrostek: - unek, który jest spolszczonym niemieckim: -ung.
Od Niemców nauczyliśmy się także licznej frazeologii np. nie być w stanie, od przypadku do przypadku, tu leży pies pogrzebany, być w posiadaniu.
Iwona Trojan
(iwona.trojan@dlalejdis.pl)
Główna pozycja bibliografii: dr Tomasz Połomski: „Rola zapożyczeń z języka niemieckiego w procesie kształtowania się polszczyzny na przestrzeni wieków”.
Fot. pixabay.com